sobota, 9 marca 2013

Leki leczą, czy szkodzą?

   I znów mi trochę "zeszło"...; różne sytuacje życiowe czasami zniechęcają do skupienia sie, myślenia, zrobienia czegoś pożytecznego, ale nie - niezbędnego codziennie... Wiem, na pewno można aż nawet krzyknąć, że jest to bardzo subiektywne określenie, ale naprawdę było mi trudno "ruszyć głową".
   No i znów "podniósł" mnie poruszając do głębi mail od mojej ukochanej Poczty Zdrowia. I znów idąc "po bandzie" (tak naprawde nie jestem pewna, czy wolno mi tak wprost kopiować teksty Poczty Zdrowia, ale uznałam, że moje opracowanie tych tekstów nie będzie przecież lepsze i mądrzejsze od oryginałów, a treści są przejmująco mądre i oddajace mój punkt widzenia na różne tematy poruszane w tych mailach!) pozwalam sobie na bezpośrednie skopiowanie otrzymanej całości. Może kiedyś będzie można podyskutować merytorycznie o poruszanych tematach, ale, mój Boże, ja te rzeczy jakoś-tam czuję, ale - tylko czuję nie mając gruntownej wiedzy medycznej, a taki fachowiec, jak Jean-Marc Dupuis i ci, którzy go zamieszczają na stronie Poczty Zdrowia, a także i inni znawcy tematów tu poruszanych, są przecież o niebo wiarygodniejsi, bo dysponują ogromną wiedzą popartą swym doswiadczeniem zawodowym i naukowym.
 
   Temat jest frapujący i niezwykle ciekawy, więc zachęcam do lektury i przemyśleń. Ta wiedza dla każdego jest ważna i cenna; dla mnie - jest. Tekst kopiuję bez żadnych ingerencji z mojej strony.

Pozdrawiam i zapraszam znów za jakiś czas...



Temat maila:
                             LEKI, KTÓRE ZAŻYWASZ MOGĄ  CI ZASZKODZIĆ


Szanowny Czytelniku,
w Polsce nie ma na ten temat wiarygodnych danych, więc opowiem Ci o sytuacji we Francji. W moim kraju co roku zgłaszanych jest aż 885 000 poważnych zdarzeń niepożądanych spowodowanych zażywaniem leków!
Połowa z nich wymaga natychmiastowej hospitalizacji pacjenta. W pozostałych przypadkach hospitalizacja nie jest konieczna, ponieważ… pacjenci już przebywają w szpitalu. To tak ogromna liczba, że aż trudno w nią uwierzyć. Na podstawie liczby zgłaszanych we Francji przypadków można przypuszczać, że prędzej czy później, każdy z nas może stać się „ofiarą” medycyny konwencjonalnej.
Jednakże dane podawane przez DREES (Departament ds. Statystyki we francuskim Ministerstwie Zdrowia) wcale nie są tak przygnębiające. Podczas wewnętrznych audytów agencje rządowe czy przedsiębiorstwa zazwyczaj nieco ubarwiają dane.
To bardzo niedobrze – komentuje Philippe Michel, jeden z badaczy. Szacuje się, że można zapobiec od jednej trzeciej do połowy niepożądanych skutków przyjmowania leków.
Ale kto ma to zrobić? I jak? Możemy spodziewać się, że Philippe Michel i jego współpracownicy opracują nowe wytyczne „dla bezpieczeństwa naszego zdrowia”. Możemy także spodziewać się, że lekarze będą zwracać większą uwagę na to, jakie leki i metody leczenia nam przepisują.
Chciałbym jednakże przede wszystkim omówić rzadko poruszaną kwestię tych skutków ubocznych zażywanych przez nas leków, które nie są wymieniane na załączanych do nich ulotkach informacyjnych.
Kiedy mówimy o skutkach ubocznych stosowania leków, zazwyczaj mamy na myśli bóle i zawroty głowy, suchość w ustach oraz poważne problemy kardiologiczne takie jak np. uszkodzenie zastawek. Ostatni z wymienionych to skutek uboczny stosowania leku przeciwcukrzycowego Mediator (benfluorex), który stał się przyczyną zgonu ponad 500 osób we Francji1.
Zwykle zapominamy jednak o skutkach ubocznych stosowania leków występujących jeszcze częściej, a jednocześnie atakujących z ukrycia: wiele lekarstw wypłukuje z organizmu ważne składniki odżywcze, co powoduje zmęczenie, osłabienie układu odpornościowego, a przy dłuższym stosowaniu – powstawanie nowotworów oraz zwiększenie podatności na zaburzenia kardiologiczne.
Niewielu lekarzy interesuje się tego typu skutkami ubocznymi, ponieważ brak im wiedzy z zakresu biochemii i odżywiania. Niektórzy z nich wkładają niedobory witamin i minerałów pomiędzy bajki, ignorując problem lub nawet podśmiewając się z pacjentów, którzy martwią się tego typu skutkami ubocznymi.
Media, które nie ustają w przestrzeganiu przed „niebezpiecznymi” lekami, szukają przede wszystkim sensacji: zbrodni, skandali politycznych i finansowych, spektakularnych procesów sądowych oraz kozła ofiarnego, na którego można zrzucić odpowiedzialność za wszelkie zło. To sprzedaje się znacznie lepiej niż potencjalne skutki niedoboru witaminy B9...
Jednak uważam, że jak w każdej tego typu sytuacji, lepiej posiadać informacje na ten temat, aby wiedzieć, czego możemy się spodziewać:

Jakiego rodzaju zagrożenia mogą Cię dotyczyć?

Już kilka tygodni po rozpoczęciu zażywania leku mogą pojawić się niedobory podstawowych składników odżywczych (witamin i minerałów), które następnie prowadzą do takich objawów jak zmęczenie, skurcze mięśni lub przyspieszenie rytmu serca.
Najczęściej jednak objawy te nasilają się stopniowo, na przestrzeni miesięcy lub nawet lat, co sprawia, że pacjenci uznają je za łagodne lub nawet mylą je z naturalnymi objawami starzenia.
W niektórych przypadkach niewykryte niedobory składników odżywczych mogą powodować zwiększone ryzyko zachorowania na inne schorzenia; na przykład niedobór kwasu foliowego (witaminy B9) może zwiększyć ryzyko zachorowania na nowotwory lub doprowadzić do zmian fizjologicznych prowadzących do zawału serca czy udaru.
Ważne: Jeżeli regularnie zażywasz kilka rodzajów leków, poproś lekarza o udzielenie informacji dotyczących zagrożeń związanych z wypłukiwaniem składników odżywczych z organizmu i poproś go o przeprowadzenie stosownych badań. Krew płynąca w naszym ciele składa się z płynu zwanego osoczem, w którym zawieszone są krwinki czerwone, białe oraz płytki krwi i wiele innych substancji takich jak białka, hormony, witaminy itp.
Aby stwierdzić znaczne obniżenie poziomu witamin i minerałów, a w szczególności witaminy B12, kwasu foliowego, wapnia, magnezu i potasu, lekarz może zlecić wykonanie badania biochemicznego krwi.
Obecnie wiele niedoborów można zdiagnozować na podstawie testów wykorzystujących najnowszą technologię. W wielu krajach (choć nie w Polsce) dostępny jest na przykład test SpectraCell, który służy do pomiaru poziomu 31 witamin, minerałów, aminokwasów oraz przeciwutleniaczy. Można także wykorzystać testy (niestety w Polsce są również jeszcze niedostępne, ale można je kupić w wielu krajach Europy, a także m.in. w USA, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii)Metametrix Nutrient oraz Toxic Elements Profile (badanie toksykologiczne) – więcej informacji na www.metametrix.com.
Bardzo ważne jest to, abyś jadł produkty bogate w składniki odżywcze. Możesz także poprosić lekarza o polecenie odpowiednich suplementów diety, jeśli musisz zażywać następujące leki:

Aspiryna oraz pozostałe niesterydowe leki przeciwzapalne (NLPZ: ibuprofen, diclofenac)

Niesterydowe leki przeciwzapalne (NLPZ), takie jak aspiryna, są powszechnie stosowane dla złagodzenia bólu i zmniejszenia stanu zapalnego. Miliony Francuzów zażywają także mikrodawki aspiryny w celu rozrzedzenia krwi i obniżenia ryzyka wystąpienia zawału serca lub udaru.
Składniki odżywcze wypłukiwane przez NLPZ: kwas foliowy (witamina B9) oraz witamina C. Niedobór kwasu foliowego jest prawdopodobnie przyczyną zwiększonego ryzyka zachorowania na wiele rodzajów raka, w tym złośliwe nowotwory piersi i okrężnicy. Niedobór kwasu foliowego jest także powiązany z podniesionym poziomem homocysteiny, aminokwasu, który może zwiększać ryzyko zawału i udaru.
Niskie stężenie witaminy C w organizmie prowadzi do częstszych przeziębień, grypy oraz infekcji. Niedobór witaminy C może także hamować zdolność organizmu do wytwarzania i regeneracji tkanki chrzęstnej, co wyjaśnia, dlaczego chorzy na artretyzm, zażywający regularnie NLPZ z czasem cierpią na coraz bardziej dotkliwe bóle.
Zalecenia: podczas regularnego stosowania NLPZ należy zażywać 1000 mg witaminy C na dobę. Badanie przeprowadzone przez Uniwersytet Bostoński wykazało, że u osób zażywających witaminę C ryzyko zachorowania na artretyzm lub pogorszenia objawów artretyzmu jest trzykrotnie niższe niż u innych osób.
Ważne: witamina C w dużych dawkach może powodować biegunkę; w takim wypadku należy zmniejszyć dawkę do 500 mg na dobę.
Ponadto należy zażywać od 400 do 800 μg kwasu foliowego (syntetycznej formy folianów) na dobę. Dodatkowo wraz z kwasem foliowym należy także zażywać witaminę B1 (1000 μg na dobę), ponieważ podczas przyjmowania kwasu foliowego wyniki badań mogą nie wykazywać niedoborów witaminy B12.
Warto również wiedzieć: zażywanie od 1000 do 2000 mg oleju rybiego dziennie sprawia, że osoby cierpiące na artretyzm nie muszą stosować NLPZ zbyt często. Podczas jednego z przeprowadzonych badań wykazano, że 60% osób cierpiących na artretyzm, które zażywały olej rybi, odczuło zmniejszenie bólu stawów w ciągu 75 dni. Połowa z nich przestała w ogóle zażywać NLPZ.

Antagoniści kanału wapniowego

Większość osób, które stosują leki przeciwnadciśnieniowe wie, że diuretyki (leki moczopędne) mogą wypłukiwać z organizmu najważniejsze mikroelementy, a w szczególności potas. Rzadziej jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że antagoniści kanału wapniowego, w tym amlodypina (Adipine, Agen, Aldan, Amlonor, Cardilopin, Norvasc, Normodipine, Tenox) mogą wywoływać podobny efekt.
Składnik odżywczy wypłukiwany przez lek: potas. Obniżone stężenie potasu we krwi może powodować osłabienie mięśni oraz zmęczenie. Może ono także doprowadzić do wzrostu ciśnienia krwi, niwelując tym samym terapeutyczne działanie leku.
Zalecenia: Należy dodatkowo zażywać 100 mg potasu na dobę. Ponieważ wiele pokarmów zawiera znaczne ilości tego minerału, można po prostu jeść jedną porcję dowolnej potrawy bogatej w potas dziennie. Jeden ziemniak pieczony ze skórką dostarcza 850 mg potasu, a duży banan – 487 mg.
Ważne: Jeżeli cierpisz na choroby nerek, musisz koniecznie skonsultować się z lekarzem, ponieważ suplementacja potasu może spowodować pogorszenie Twojego stanu zdrowia.

Metformina

Metformina (Avamina, Etform, Formetic, Glucophage, Glucophage XR, Metfogamma, Metformax, Metformax SR, Metformin Galena, Metifor, Metral, Siofor) to doustny lek przeciwcukrzycowy stosowany w leczeniu cukrzycy typu 2, która jest najczęściej występującym typem cukrzycy. Zwiększa ona odpowiedź komórek na insulinę, przez co obniża glikemię. Ponadto powoduje wolniejszy wzrost masy ciała i rzadsze występowanie epizodów hipoglikemii (spadku stężenia cukru we krwi) niż inne leki przeciwcukrzycowe.
Składnik odżywczy wypłukiwany przez lek: witamina B12. W badaniu opublikowanym w czasopiśmie „Archives of Internal Medicine” stwierdzono, że średnie stężenie witaminy B12 u pacjentów zażywających metforminę było o połowę mniejsze niż u osób, które nie zażywały tego leku. Metformina obniża także poziom kwasu foliowego. Niedobór tych składników może powodować zmęczenie, zaniki pamięci oraz depresję.
Zalecenia: należy zażywać 1000 μg witaminy B12 na dobę. Ponieważ większość suplementów multiwitaminowych zawiera mniej niż 200 μg witaminy B12, należy zażywać dodatkową jej dawkę, aby osiągnąć docelową dawkę 1000 μg na dobę. Należy zażywać ponadto od 400 do 800 μg kwasu foliowego na dobę.
Ważne: zwiększony poziom witaminy B12 w organizmie powoduje zwiększenie podatności osób chorych na cukrzycę na hipoglikemię. Jednakże Twój lekarz na pewno zleci badanie poziomu hemoglobiny glikowanej (HbA1c), które służy do pomiaru stężenia cukru we krwi na przestrzeni kilku tygodni, a nie tylko w jednym momencie.
Na zdrowie!
Jean-Marc Dupuis
***

Punkt widzenia dr. Gérarda Mégreta

We wspomnianym wcześniej badaniu stwierdzono, że szacunkowo niemal połowa poważnych zdarzeń niepożądanych może być spowodowana zażywaniem leków.
Należy jednak pamiętać, że może to wynikać z wielu „pomyłek”. Źródłem tych pomyłek mogą być: recepty (tak, to prawda, że wystawiają je lekarze, realizują farmaceuci – ale każdy może się mylić), pacjenci (którzy zażywają leki w niewłaściwy sposób), interakcje pomiędzy zażywanymi lekami, czyli niezbadane wcześniej wpływ połączenia różnych leków stosowanych jednocześnie, tolerancja pacjenta na daną substancję (której nie da się określić przed jej zastosowaniem), potencjalne skutki uboczne leku stosowanego u dużej liczby pacjentów (skutki te nie zawsze mogą być dokładnie zbadane przed wprowadzeniem leku na rynek) oraz fakt, że wiele składników odżywczych jest wypłukiwanych z organizmu ze względu na przedłużone (ale konieczne) stosowanie niektórych leków.
Skoro już doszliśmy do takich wniosków, pora zapytać: „Co teraz?” Wydaje się, że systematyczne przyjmowanie tych wszystkich składników odżywczych jest po prostu niemożliwe. Rozwiązaniem jest systematyczne przyjmowanie suplementów diety zawierających różne witaminy tak długo, jak długo pacjent musi zażywać leki, które powodują niedobory tych witamin, nawet jeśli nie wydaje się to konieczne; należy pamiętać, że wiele osób przyjmujących dany lek może wcale nie mieć objawów wskazujących na jakiekolwiek niedobory. Bez wątpienia należy rozważyć podawanie odpowiednich dawek tych witamin pacjentom z grupy „ryzyka”, czyli osobom w podeszłym wieku, osobom niedożywionym, cierpiącym na liczne schorzenia oraz pacjentom, którym podawane są różne leki w tym samym czasie. Niedobór potasu spowodowany stosowaniem diuretyków lub antagonist&oac ute;w kanału wapniowego łatwo jest wykryć. Wystarczy podać standardową dawkę potasu, aby wyrównać niedobór.
Czy możemy wyciągnąć wnioski z tego problemu? Najważniejsze jest to, że z pewnością żaden lek nie jest całkowicie nieszkodliwy. Aby pacjent zrozumiał konieczność stosowania leku i wyraził na nią zgodę, musi zadać lekarzowi wszelkie możliwe pytania na tego temat. Musimy też pamiętać, że podczas stosowania leków mogą zdarzać się wypadki, którym nie jesteśmy w stanie zapobiec. Zakończmy jednak kilkoma optymistycznymi słowami: leki częściej ratują nam życie niż je odbierają.
Źródła:
1. http://en.wikipedia.org/wiki/Benfluorex







wtorek, 26 lutego 2013

Lubimy wino i chyba wiemy - dlaczego...

Witam i z wielką przyjemnością zamieszczę na moim blogu nowy przekaz z otrzymanego dziś Newsletera Poczta Zdrowia na niezwykle dla mnie ciekawy temat, a mianowicie - wpływ alkoholu na powstawanie raka i jednocześnie dobroczynny wpływ wina na organizm w ochronie przeciwrakowej. Przy okazji serdecznie zachęcam do zapoznnia się z wszystkimi propozycjami Poczty Zdrowia na: www.poczta zdrowia.pl .

I znów, jak tydzień temu, kopiuję wprost, bez żadnych zmian i opracowań, dla potencjalnych moich czytelników artykuł Jean'a-Marc'a Dupuis. Oto on:


Dobroczynny wpływ wina na zdrowie nie budzi wątpliwości

Szanowny Czytelniku,
nowy raport na temat wina, opracowany przez francuski Narodowy Instytut Raka (l’INCa – L'Institut National du Cancer), po raz kolejny bije na alarm!
Wszystkie napoje alkoholowe, niezależnie od rodzaju, wywołują takie same efekty, można przeczytać na stronie 2. raportu: Wszystkie napoje alkoholowe (piwo, wino, szampan, mocne alkohole) zwiększają ryzyko zachorowania na raka. Istotnym czynnikiem jest ilość wypitego czystego alkoholu (etanolu).
Żegnajcie zatem butelki, które gromadzę na wesele moich dzieci i z których często próbuję co nieco, by uniknąć wpadki w tym ważnym dniu.
Na szczęście zespół Poczty Zdrowia postanowił sprawdzić źródła, z których korzystał Narodowy Instytut Raka, a które stały się dla niego podstawą do wydania w sprawie alkoholu opinii tyleż kategorycznej, co... nieprzychylnej.
Wyniki naszego badania nie budzą wątpliwości: po raz kolejny siewcy strachu próbują nas przestraszyć bez powodu. A co gorsze – nakłonić do przyjęcia zachowań szkodliwych dla naszego zdrowia, jeśli tylko przekonają nas, że w żadnym wypadku nie powinniśmy pić wina.
Eksperci z l’INCa oparli się w swych pracach na dwóch badaniach: pierwsze pochodzi z 2007 r., a przeprowadziła je Światowa Fundacja Badań nad Rakiem (World Cancer Research Fund), a drugie z lutego 2009 r. i jest ono dziełem amerykańskiego National Cancer Institute. Tymczasem żadne z przytoczonych badań nie tylko nie mówi na temat wina tego, co zawiera raport l’INCa, ale w dodatku nie zawiera wyników poważnego badania o związkach alkoholu z rakiem (programCanceralcool), przeprowadzonego przez doktor Dominique Lanzmann-Petithory z L’Assistance Publique des Hôpitaux de Paris i Uniwersytetu w Bordeaux. O tym badaniu raport l’INCa nie wspomina ani słowem.
Program Canceralcool charakteryzuje wysoki poziom wiarygodności. Jego wyniki zostały opublikowane 11 marca 2009 r. Miał on na celu zbadanie związków między spożywaniem różnych napojów alkoholowych (wina, piwa i mocnych alkoholi) a śmiertelnością. Autorzy badania starali się znaleźć odpowiedzi na trzy pytania:
1. Od jakiej ilości napojów alkoholowych można przyjąć, że wzrasta ryzyko zgonu z powodu raka prostaty, okrężnicy, płuc lub piersi?
2. Czy poziom ten zależy od rodzaju napoju alkoholowego?
3. Czy dla poszczególnych napojów alkoholowych można określić ilość, która miałaby nas chronić przed konkretnymi rodzajami raka?
(Na to ostatnie pytanie odpowiem Ci od razu, Szanowny Czytelniku: tak, wino chroni przed kilkoma rodzajami raka).
Szukając odpowiedzi na powyższe trzy pytania, doktor Lanzmann-Petithory i jej zespół obserwowali grupę mniej więcej 100 000 osób, które objęto badaniami w ośrodku medycyny prewencyjnej w Nancy w latach 1978–1985. Śmiertelność w tej grupie była dokumentowana aż do roku 2005. Ochotnicy wypełniali kwestionariusze, w których relacjonowali swoje zwyczaje, a udzielone odpowiedzi posłużyły naukowcom do oszacowania ilości spożywanego przez respondentów alkoholu. Na podstawie kwestionariuszy można też było wśród ochotników wskazać tych, którzy spośród różnych rodzajów alkoholu najchętniej wybierali wino. O zakwalifikowaniu do tej grupy decydowała proporcja: wino musiało stanowić ponad połowę spożywanego alkoholu.
Co odkryli naukowcy? Odkryli, że spożywanie wina zmniejsza śmiertelność u mężczyzn. Dr Lanzmann-Petithory stwierdziła, że wyraźne preferowanie wina w stosunku do innych napojów alkoholowych znacznie obniża u mężczyzn ryzyko przedwczesnej śmierci z dowolnego powodu.
U mężczyzn, którzy spośród różnych rodzajów alkoholi wybierają przede wszystkim wino, ryzyko przedwczesnej śmierci z dowolnego powodu zmniejsza się o 25%. Spada ono o 23% w przypadku zagrożenia zachorowaniem na raka i o 26% w przypadku zagrożenia chorobą sercowo-naczyniową. Wyniki tego badania powinny być wywieszone w każdym miejscu oferującym możliwość konsumpcji.
Ale uwaga! W przypadku innych rodzajów alkoholi powyższa zasada się nie sprawdza. Zatem im większe spożycie alkoholu (w gramach na każdy kilogram wagi ciała), tym bardziej wzrasta ryzyko śmierci z powodu raka.
Pragnę jednak powtórzyć, że u mężczyzn „preferujących wino”, niezależnie od ilości, ryzyko śmierci z powodu raka spada w sposób znaczący. Dotyczy to zwłaszcza raka płuc, jamy ustnej, gardła i krtani. Ryzyko śmierci z powodu raka odbytnicy/odbytu i pęcherza również spada, ale wyniki nie są aż tak spektakularne.
Ryzyko śmierci z powodu raka okrężnicy, żołądka, trzustki, wątroby i prostaty pozostaje bez związku z piciem wina (różnice nie były istotne statystycznie).
Wyniki odnotowane u kobiet nie budzą aż takiego entuzjazmu, niemniej jednak są uspokajające: wino nie powoduje wzrostu ryzyka zachorowania na raka (w przeciwieństwie do innych alkoholi).
W grupie 39 561 kobiet objętych badaniem znacząco rośnie ryzyko śmierci z powodu raka u tych, które spożywają dużo alkoholu. Wzrost ten wynosi +27% w przypadku spożywania 0,7 g alkoholu na kg wagi ciała dziennie, w porównaniu z kobietami, które spożywają 0,3 g alkoholu na każdy kg swej wagi. W przypadku spożywania dziennie alkoholu w ilości większej niż 0,7 g/kg ryzyko wzrasta o 46%.
U kobiet, które wyraźnie preferują wino, nie występuje podwyższone ryzyko, ale uzyskany w badaniu wynik nie wydaje się istotny statystycznie. Badania dotyczące ryzyka śmierci z powodu raka piersi wykazały z kolei, że zwiększa się ono wraz z ilością spożywanego alkoholu, ale pozostaje bez związku z winem.
Ciekawy szczegół: według kierującej badaniem doktor Dominique Lanzmann-Petithory teza, jakoby wino stanowiło czynnik chroniący przed rakiem, nie znalazła potwierdzenia u kobiet, ponieważ przy opracowywaniu kwestionariusza dotyczącego spożycia alkoholu najniższy wyznaczony próg wynosił ćwierć litra dziennie, czyli 2 kieliszki wina.
No cóż… We Francji przed rokiem 1985 spożywanie mniejszej ilości wina dziennie niż dwa kieliszki było traktowane jak abstynencja!
Należy jednak uznać za bardzo prawdopodobne, że u kobiet występuje wiele innych czynników chroniących, niezależnie od omawianego tutaj progu – wyjaśnia autorka badania.
Jeśli chodzi o raka, należy zatem dokonać wyraźnego rozróżnienia między efektem działania wina a efektem działania innego alkoholu. Potwierdziły to zresztą także inne badania.
Dlaczego zatem wino zachowuje się inaczej niż jakikolwiek inny alkohol? Wino zawiera dwie substancje o przeciwnym działaniu, stwierdza Dominique Lanzmann-Petithory. Z jednej strony: alkohol, który zwiększa ryzyko zachorowania na raka, a z drugiej: sok owocowy, a konkretnie winogronowy, o którym wiadomo, że takie ryzyko zmniejsza. Wydawać by się mogło, że dobroczynne działanie owoców przeważa nad zgubnymi skutkami alkoholu, ponieważ spożywanie wina zmniejsza ryzyko zachorowania na raka. Działanie owoców wydaje się przeważać nad działaniem alkoholu – podsumowuje Dominique Lanzmann-Petithory.
Należy dodać, że swoje właściwości ochronne wino zawdzięcza prawdopodobnie zawartym w nim polifenolom. Polifenole znane są z tego, że chronią błonę śluzową przewodu pokarmowego. Na poparcie tej tezy Dominique Lanzmann-Petithory stwierdza, że rodzaje raka, na które zachorowalność maleje w wyniku spożywania wina, pokrywają się z tymi, dla których ryzyko zachorowania zmniejsza się w przypadku spożywania owoców.
W każdym razie picie wina oznacza spadek ryzyka zachorowania na raka – podsumowuje Dominique Lanzmann-Petithory.
Na zdrowie!
Jean-Marc Dupuis

środa, 20 lutego 2013

Cudowny cynamon - mnóstwo zdrowia

Dziś otrzymałam drogą mailową bardzo ciekawy artykuł Jean'a-Marca Dupuis p.t. "Przyprawa stabilizująca poziom cukru we krwi" z: newsletter@pocztazdrowia.pl.   Serdecznie polecam wszystkim tę stronę.  Naprawdę warto zapisać się na newsletter Poczty Zdrowia, by otrzymywać wyjątkową wiedzę bezposrednio na swoja pocztę.  
Dziś pozwolę sobie skopiować dla swoich czytelników artykuł o cynamonie, który okazuje się być bardzo zdrową przyprawą. Swoją drogą bardzo lubię różne pyszności z cynamonową nutą, a szczególnie, mniam-mniam-mniam, szarlotkę ze zdecydowaym cynamonowym smakiem i tym cudownym aromatem... 

A teraz artykuł, tak na zachętę do zapisania się na Pocztę Zdrowia, z życzeniami wielu wspaniałych informacji. 
Pozdrawiam!


Przyprawa stabilizująca poziom cukru we krwi

W ciągu jednego pokolenia zapadalność na cukrzycę typu 2 zwiększyła się na świecie pięciokrotnie. To prawdziwakatastrofa.
Choć ludziom wydaje się dziś, że mogą się „wyleczyć”, połykając chemię w pigułkach, prawda jest taka, że coraz częściej cukrzyca jest chorobą wynikającą ze stylu życia.
Podstawą profilaktyki jest dieta niskoglikemiczna, czyli oparta na produktach, które nie zamieniają się zbyt szybko w glukozę i nie wywołują gwałtownego wyrzutu insuliny.
Również zwiększone spożycie cynamonu może obniżyć ryzyko zachorowania na cukrzycę, ponieważ przyczynia się do ustabilizowania poziomu cukru we krwi.

Ferrari wśród przeciwutleniaczy

Cynamon to jedna z roślin o największej zawartości przeciwutleniaczy wyrażonej wskaźnikiem ORAC (Oxygen Radical Absorbance Capacity, pojemność antyoksydacyjna w próbkach biologicznych) na bardzo wysokim poziomie 267,536 (pięciokrotnie wyższym niż w przypadku owocu granatu!).
Był doceniany lub wręcz ubóstwiany przez większość wielkich cywilizacji ze względu na swój ciepły i słodki smak oraz subtelny aromat, który znacząco zwiększa przyjemność jego spożywania.
Cynamon pomaga ustabilizować poziom cukru we krwipoprzez stymulowanie receptorów insuliny i zwiększanie ich wrażliwości na ten hormon, co skutkuje obniżeniem glikemii (stężenia cukru we krwi). W rezultacie organizm musi wytwarzać mniej insuliny, by uzyskać ten sam efekt. Odciąża to trzustkę, stymuluje metabolizm i łagodzi stany zapalne.
Cynamon zawiera od 0,5 do 1% silnych olejków eterycznych, słynących ze swoich właściwości przeciwdrobnoustrojowych, bardzo skutecznych w hamowaniu rozwoju bakterii i drożdży, w tym Candida albicans.
W trzech głównych olejkach cynamonu zawarte są następujące związki czynne: aldehyd cynamonowy, octan cynamylu i alkohol cynamylowy. Aldehyd cynamonowy był badany pod kątem swojej zdolności blokowania wydzielania czynników zapalnych przez błony komórkowe.
Gdyby zalet cynamonu było jeszcze Państwu mało – dodam, że już sam jego zapach silnie stymuluje obszary mózgu odpowiedzialne za zdolność koncentracji i pamięć.

Zrób przysługę bliskim

Śmiało dosypuj zatem cynamonu do różnych potraw.
O ile w Europie i Ameryce Północnej zwykle stosuje się cynamon do dań słodkich (ciasteczek, szarlotek, kompotów, lodów, deserów czekoladowych), w Afryce Północnej i Azji jest wprost odwrotnie – doprawia się nim głównie potrawy słone, zwłaszcza z czerwonego lub drobiowego mięsa (na przykład przepyszne marokańskie pastille).
Sproszkowany cynamon źle znosi zbyt długą obróbkę cieplną, dlatego najlepiej dodawać go pod koniec gotowania. Odwrotnie rzecz się ma z laskami cynamonu, które lepiej znoszą wysokie temperatury.
Przyprawiając dania cynamonem, wyświadczysz przysługę swoim gościom, ponieważ doskonale stymuluje on ślinianki i błonę śluzową żołądka. Będzie im także przyjemniej po posiłku, ponieważ cynamon ułatwia trawienie i eliminowanie gazów, a także łagodzi skurcze żołądka i jelit.
Cynamon należy przechowywać w chłodnym i ciemnym miejscu, w hermetycznym pojemniku, by ograniczyć jego utlenianie. Cynamon w proszku nadaje się do spożycia przez 6 miesięcy, laski cynamonu przez około rok. Jeśli cynamon stracił słodki zapach, trzeba go już niestety wyrzucić.

Jaki cynamon wybrać?

Cynamon przed zmieleniem ma postać lasek zwiniętych w rulon jak bibułki papierosowe. Są to właściwie fragmenty wysuszonej kory cynamonowca, drzewa rosnącego w azjatyckich tropikach.
Najcenniejsze cynamonowce pochodzą z Cejlonu oraz Chin i nieco się od siebie różnią.
Cynamon cejloński ma kolor ochry, a laski składają się z bardzo cienkich warstw. Natomiast cynamon z Chin ma ciemniejszą, czerwoną barwę, a laski są grubsze. Ten ostatni jest również mniej słodki, ma gorzkawy posmak.
Podstawowa różnica między obiema odmianami polega jednak na zawartości kumaryny. Znacznie więcej tego składnika rozrzedzającego krew zawiera cynamon chiński, nazywany także kasją, dlatego należy go stosować z umiarem w porównaniu z prawdziwym cynamonem cejlońskim.
Pół łyżeczki cynamonu dziennie wystarczy, by wyciągnąć z niego wszystkie wymienione wyżej dobrodziejstwa.
A na zakończenie anegdotka…

„Weź ćwierć dorodnego barana…”

„Encyklopedia Britannica” informuje, że cynamon był swego czasu cenniejszy od złota. Wiadomo, że Mojżesz zalecał stosowanie cynamonu w produkcji świętych olejów i że sam król Salomon używał go jako składnik swoich cennych wonności. Cynamon był ponadto najważniejszym z drogocennych cukrów dla holenderskich kupców Kompanii Wschodnioindyjskiej (tych, którzy się na nim znali), niemniej jego porównanie do złota przytaczane przez „Encyklopedię Britannica”, która zresztą nie podaje swoich źródeł, wydaje mi się jednak wątpliwe.
Tak czy inaczej, nie o tym miała być moja anegdota, lecz o Herodocie, historyku greckim z V wieku p.n.e.
W starożytności cynamon przywożony był przez karawany przybywające z odległych i tajemniczych regionów Azji. Herodot, który nigdy się tak daleko nie zapuścił, nie mógł zrozumieć, dlaczego towar ten jest tak drogi. Wyjaśnił mu to pewien dowcipny kupiec.
Stwierdził, że żaden człowiek nie wie, skąd się bierze cynamon. Wiedzą to jedynie wielkie ptaki, które używają go do produkcji gniazd na półkach klifów tak stromych, że człowiek nie może do nich dotrzeć.
Aby więc pozyskać ten wyjątkowy aromat należy pozostawić u podnóży gór solidne sztuki mięsa dla tych wielkich ptaszysk, aby te próbowały zabrać łup do gniazd. A ponieważ ptaki te są jednocześnie zbyt wątłe, by utrzymać podrzucony im ciężar, spadają na ziemię, a ludzie przechwytują ich cenny budulec!
Nic więc dziwnego, że kupcy wyceniali go drożej od złota…
Życzę zdrowia!
Jean-Marc Dupuis 

środa, 13 lutego 2013

Czy można "wziąć sobie" urlop od wejść na swego bloga?

  No właśnie, czy można wziąć sobie taki urlop?
Jeszcze nie mam zdania na ten temat, bo staż blogowy mam niewielki, ale myślę, że kiedyś, w przyszłości, sądzę, że - niedalekiej, gdy mocniej zakorzenię się na swoich stronach, tak długa nieobecność będzie raczej wyjątkiem. Te dwa moje "zakręcone" tygodnie już mi tak zaciążyły, że dziś musiałam tu przybyć choć na chwilkę, na kilka minut, z zamiarem zasygnalizowania wszystkim przyjaciołom, że jest dobrze, albo raczej - w miarę dobrze, ale jest nieźle. Najpewniej za parę dni znów po staremu będę godzinami szperać w swoich źródełkach i szukać ciekawych i mądrych sposobów na zdrowie i życie w szerszym znaczeniu, niż tylko zdrowie, i będę konfrontować je ze swoją "babską" intuicją podbudowaną tym, czego mogłam już dotknąć sama. A "skutki" spróbuję ująć w kilka zdań, w kilka relacji, propozycji dla siebie i wszystkich zainteresowanych moimi tematami.
Do zobaczenia więc za nie-za-długo...!
Pozdrawiam!

czwartek, 31 stycznia 2013

I znów o szczepionkach i szczepieniach

Wiem, że temat szczepień jest bardzo kontrowersyjny. Zresztą pod wczorajszym artykułem są linki, w które warto wejść i poczytać sobie dalej. A tam-dalej są kolejne dowody na to, że jednak NIE warto się szczepić, a na pewno należy być bardzo ostrożnym poddając szczepieniom małe dzieci. Jeśli mieliście już wcześniej namiary na informacje z tego tematu, to i tak, wierzcie mi, warto sięgnąć znów po nie, by odswieżyć sobie argumenty "z obu stron barykady" i przeanalizowac je ponownie.
Szczególnie cenne jest doświadczenie pani prof. Marii Doroty Majewskiej, która wywróciła moje pojmowanie tych spraw "do góry nogami" i jestem pewna, że ona wie, o czym mówi, gdy udowadnia wynikami swych badań i codziennej pracy, że szczepienia są, niestety, bardzo poważnym i bardzo szczególnym orężem przemysłu farmaceutycznego i chemicznego skierowanym przeciwko ludziom, wręcz - całym populacjom, w jednym, jedynym celu - zarabianiu ogromnych pieniędzy. Te ogromne pieniądze są zarabiane przez koncerny farmaceutyczne bardzo małym kosztem z ich strony (cena produkcji szczepionek, czy też większości tzw. leków, są znikome w porównaniu z ceną, jaką płacą pacjenci; to też jest opisane przez bardzo wiarygodnych badaczy tematu) bez odpowiedzialności za ewentualne uboczne skutki poszczepienne.
Przez wiele lat swojego już długiego życia takie wypowiedzi traktowałam z należytą dla mnie-wtedy, zgodnie z moją-tamtą wiedzą, wiarą, że są to głupoty opowiadane przez jakichś oszołomów pozbawionych merytorycznej wiedzy. I dopiero kilka lat temu, gdy pierwszy raz zaszczepiłam sie "przeciw grypie" poczułam, że coś jest nie tak; nie mogłam dojść do siebie przez dłuuugi czas po nawracających grypach, infekcjach i zakażeniach.
A potem, trzy i pół roku temu, gdy urodziła sie pewna mała istotka, już byłam pewna, że szczepienia nie są czystą walką, staraniem, o przyszłe zdrowie dzieciaczków i ludzi w ogóle. Dziecko, właśnie po pierwszym, obowiązkowym szczepieniu musiało walczyć przez wiele miesięcy o zdrowie, a może nawet - życie.
Ponad miesiąc w szpitalu po urodzeniu, i potem znów szpital co i rusz, z diagnozą kilku niebezpiecznych chorób, które odważny lekarz ("odważny", bowiem lekarze najczęściej nie mówią o tym nawet wtedy, gdy są o tym przekonani) zdiagnozował jako powikłania poszczepienne. Do tej pory dziecko jest pod kontrolą lekarzy, ale głównie - rodziców, bez kolejnych szczepień i to pozwoliło wzmocnić je i dać mu szansę. Kolejne dziecko nie zostało juz zaszczepione i żadnych problemów ze zdrowiem nie ma. Było wszakże podejrzenie o jedną z poważnych chorób (na postawie badań przesiewowych zaraz po urodzeniu!!!), ale chyba tylko dzięki rodzicom dziecka, którzy nie pozwolili zaszczepić go, organizm sam sobie poradził z niby-objawami i teraz, po roku z kawałkiem, dziecko jest okazem zdrowia. Gdyby rodzice zgodzili się na szczepienia i podjecie leczenia (od razu!!!) maleństwa, najpewniej byłoby ono teraz juz ciężko chore... No, ale na ten temat można by rozmawiać i rozmawiać godzinami i pisać całe tomy opowieści. jedno wiem już teraz na pewno - trzeba choćby dla siebie i dla swych bliskich szukać odpowiedzi na nasuwające sie pytania o prawdę, bez zamykania się z powodu wyrobionych u nas "autorytetów" na głosy już coraz rzadziej samotnych-uczciwych i samodzielnie myślących badaczy, w tym lekarzy-praktyków.
To bardzo trudne, bo słowo "medycyna" brzmi tak mądrze, przekonująco, a jeśli jeszcze doda się do tego słowa - "akademicka", albo - "współczesna", albo - "klasyczna" (!), to naprawdę trudno jest myśleć o niej (medycynie) krytycznie; bardzo trudno...

Dlatego namawiam wszystkich na własne poszukiwania argumentów i - własny  wybór, z konsekwencjami (to oczywiste!) tego wyboru. Warto czytać wypowiedzi i zapoznać się z wynikami badań Pani prof. Majewskiej i podobnie myślących i dobrze wykształconych innych odważnych badaczy tematu szczepionek i szczepień ;  naprawdę warto!

Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za dobrnięcie do końca mojej wypowiedzi...:-)

Dla "wzmocnienia" tematu załączam poniżej link do kolejnego artykułu prof. Majewskiej : "Szczepienia a umieralność dzieci":

http://zdrowie-gnm.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=102&Itemid=57

środa, 30 stycznia 2013

"Szczepić, czy też - nie szczepić?" - temat rzeka...

Witam serdecznie w jednym z najtrudniejszych tematów dotyczących szczepionek: "Szczepić, czy też - nie szczepić?"
Dlaczego na pierwszy merytoryczny temat dotyczący zdrowia i drogi do zdrowia (z uwzględnieniem głównie możliwości tkwiących w nas samych!) wybrałam temat dotyczący szczepionek, a głównie niezwykle ważnego i trudnego pytania, szczególnie trudnego dla rodziców dzieci poddawanych obowiązkowym szczepieniom? Bardzo dużo informacji na ten temat można już znaleźć w sieci, ale zdaję sobie sprawę z tego, że każdy sposób na przekazywanie ich (informacji) może pomóc w podjęciu najlepszej dla każdego decyzji. Niechże więc jednym z tych sposobów, źródeł, będzie także i to miejsce, czyli - mój blog.

Otrzymałam dziś maila od mojej przyjaciółki z artykułem:  "Zgony poszczepienne" -  prof. Marii Doroty Majewskiej. No i artykuł ten, i zawarte w nim dane, faktycznie mnie zszokował i powrócił do mnie (we mnie) gniew na istniejący wciąż u nas system przymusu szczepień bez, nawet, "zmrużenia oka" (oj, chyba cudzysłów - zbędny!) na indywidualny stan zdrowotny dziecka i jego indywidualne w tym zakresie ewentualne potrzeby, i - przede wszystkim - pewność rodziców o tychże potrzebach i zagrożeniach wynikających ze szczepień. A jeżeli weźmie się pod uwagę nowe prawodawstwo dotyczące "ochrony zdrowia", a szczególnie - "ochrony" dzieci przed tymi rodzicami, którzy za dużo wiedzą o powikłaniach poszczepiennych i, jako "niedobrzy obywatele" buntują się przeciw obowiązkowemu szczepieniu własnych maleńkich dzieci, to wniosek może być tylko jeden: MUSIMY DUUUUŻO WIEDZIEĆ na ten temat.
Dlatego właśnie pozwalam sobie zamieścić powyższą wypowidź Pani Profesor Marii Doroty Majewskiej i w następnych postach - inne ciekawe artykuły i źródła wiedzy na temat szczepień. Pozdrawiam Was serdecznie i pozostawiam już sam na sam z tym tekstem, a zainteresowanych szczegółami tabeli - zachęcam do skorzystania z podanego niżej linka źródłowego.




Zgony poszczepienne - artykuł prof. Majewskiej 
Zmieniony 06.07.2012.



źródło:http://piotrbein.wordpress.com/2012/07/05/prof-majewska-duzy-wzrost-zgonow-i-powiklan-poszczepionkach-szokujace-dane/



Duży wzrost zgonów i powikłań po szczepionkach. Dane z federalnej bazy danych VAERS są szokujące




Witam,
Załączony poniżej wykres pokazuje przypadki zarejestrowanych zgonów poszczepiennych w latach pd
1990 do maja 2012. Obserwuje się wyraźny trend wzrostowy wynikajacy prawdopodobnie z większej
liczby stosowanych szczepionek oraz ich większej toksyczności.  Najbardziej zabójcze są szczepionki
najsilniej promowane  lub wymuszane zarówno dla niemowląt i małych dzieci , jak i dla dorosłych.
W tabelkach pokazane są przypadki zgonów i powikłań poszczepiennych zarejestrowane w bazie VAERS
(w USA) tylko w latach 2010-2011 (a więc dotyczą współcześnie stosowanych szczepionek).
Wcześniejsze analizy FDA wskazywały, że rejestruje się tylko od 1 do 10 % wszystkich prawdopodobnych
przypadków powikłań po lekach czy szczepieniach, nowsze pokazały, że rejestruje się ich średnio ok. 6%,
co znaczy, że liczby zgłoszonych przypadków należy pomnożyć przez  ok. 17.
Najwiecej zgonów zarejestrowano po szczepionkach zawierających kompotenty DTAP-Hib-IPV, przeciw
grypowych, przeciw pneumokokom, przeciw Hep B.
Ciężkie powikłania poszczepinne najczęściej wystepowały po szczepieniach zawierajacych komponenty
DTaP-Hib-IPV, przeciw grypowych, przeciw pneumokokom, przeciw HPV, Hep B, oraz MMR.
W kontekscie tysiecy zgonów i setek tysiecy lub milionów powikłań poszczepiennych zmuszanie (przez
Sanepid) rodziców do szczepienia swych dzieci ociera się o zbrodnię ludobójstwa.   W żadnym
cywilizowanym kraju żadna instytucja nie ma prawa  zmuszać ludzi do przyjmowania jakichkolwiek
szczepień czy innych zabiegów medycznych.  Również Polska Konstytucja zabrania takich praktyk.
Wszędzie szczepienia są tylko dobrowolne.  Polska jest tu niechlubnym, wręcz  haniebym wyjątkiem.   Nie
ulega wątpliwości, że wynika to z faktu, że Polska, bedąc stosunkowo małym krajem, jest  dziś
największym w świecie poligonem testowania leków i szczepionek.  W Polsce nawet nie rejestruje się
zgonów i powikłań poszczepiennych czy polekowych. Zabite szczepionkami dzieci i dorosłe osoby
bezceremonialnie wymazuje się ze zbiorowej pamięci. Skoro dziś dla zysków szczepionkami zabija się
zdrowe dzieci, należy oczekiwać, że wkrótce bedzie się je rozbierać także na organy.
Pozdrawiam, DM [Profesor Dorota Majewska]

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Dlaczego milczę?

Witam serdecznie po trzech dniach i musze przyznać, że rzeczywistość mnie nieco (oj, chyba ciut więcej, niz "nieco"!) zaskoczyła; nie udało mi się napisać kolejnego posta. I dziś tylko mówię: "dobry wieczór!", przynajmniej na razie z nadzieją, że jednak może, może... Gdy zakładałam tego bloga sądziłam, że co dzień, ewentualnie - dwa dni, wypiszę się "po pachy" i dam moim Szanownym Gościom porcję moich przemyśleń do... - przemyślenia.
Dziś muszę jeszcze wykonać trochę różnych spraw, a głównie - nauczyć się jeszcze co-nieco. Jesli uda mi się przebrnąć z powodzeniem przez nową dla mnie wiedzę, która "COŚ mi da" - podzielę się z tym z moimi Gośćmi na którymś z moich blogów. Myślę o założeniu nowego bloga, w którym dzieliłabym się z trudną, w moim wieku, drogą zdobywania nowej wiedzy. Sprawa jeszcze do przemyślenia; no, bo jeśli nie uda mi się...? I gdzie tu czas na myślenie o zdrowiu...!?
Do nastepnego spotkania, Moi Drodzy!